Mazury w pigułce

Bakalie.com

Przychodzi w życiu człowieka taki czas, kiedy mówi stop! Za czym tak biegnę? Co chcę osiągnąć? Konfucjusz powiedział, że człowiek ma dwa życia, a drugie rozpoczyna się wtedy, kiedy uzmysławiasz sobie, że życie jest tylko jedno.

Dwa lata temu dotarło to do mnie. Po dwudziestu latach małżeństwa uzmysłowiłam sobie, że mam odchowane dzieci, ustabilizowane życie rodzinne, zawodowe i że od dwudziestu lat (o zgrozo !) nie byłam na wczasach. Co prawda robiliśmy wypady w Polskę zwiedzając min: Toruń, Kielce, Warszawę, Kalisz, ale były to jednodniowe wyjazdy. O nie, tak nie może być! Trzeba wyjechać na dłużej, odpocząć. I się zaczęło! Ogarnęła mnie panika! Dokąd pojechać? Polskie Morze jest piękne, ale to nie moje klimaty leżeć plackiem na plaży, Góry są śliczne, ale czy podołamy kondycyjnie. Wybór padł na neutralne Mazury.

Zaczęłam wertować ogłoszenia w internecie w poszukiwaniu domku, miejscowości, do której pojechać, nie mając pojęcia gdzie i czego szukać :) Wysyłałam 1000 mail z 1000 zapytań, wykonałam 1000 telefonów...uf... udało się...wybrałam termin wyjazdu i cel :) Jedziemy na Mazury ! Na letni odpoczynek wybrałam wieś Orżyny, położoną15 km za Szczytem, a km przed Mrągowem nad Jeziorem Wielki Łęsk. Okolica cudowna. Lasy, jezioro, kilka domów wczasowych, kilka stałych mieszkańców. Cisza i spokój. Zapakowaliśmy córki, psa w samochód i w drogę. Dojechaliśmy szczęśliwie. Dziewczyny zadowolone, mąż- domator tym bardziej, radość psa z niczym nieskrępowanej wolności nie miała końca. Niestety, ja, duch niespokojny, nie potrafię usiedzieć na miejscu. Już następnego dnia, wyciągnęłam ku wielkiemu niezadowoleniu męża, rodzinę do Szczytna.

Szczytno

Małe, urocze poniemieckie miasteczko.
Jego główna ulica jest wyłożona „kocimi łbami”. Główna ulica miasta położona jest pomiędzy dwoma jeziorami – Jeziorem Domowym Dużym a Jeziorem Domowym Małym. Szczytno to miasto Krzysztofa Klenczona, nie dlatego, że tu się urodził, a dlatego, że w nim się uczył i został pochowany. Byłam bardzo zaskoczona, kiedy przy głównej ulicy zobaczyłam Zakład Karny. Pomyślałam wtedy (szok!), ale więźniowie mają fajny widok na jezioro. Może to dlatego, że Szczytno jest miastem Pofajdoków, czyli młodzieńców, nieodpowiedzialnym podejściu do życia. Małe figurki, umiejscowione są po całym mieście, niczym krasnale po Wrocławiu.Z 1000 zdjęć i magnesem na lodówkę (jestem ich fanką) wróciłam na nasze podwórko. Następnego dnia było mowy o odpoczynku, bo córka wyciągnęła nas nad jezioro i spacer po okolicznej wiosce. Wieczorem padłam zmęczona, ale szczęśliwa. Kolejny dzień przywitał nas chłodną aurą, ale nie przeszkadzało nam to w zwiedzaniu Mikołajek.

Mikołajki

Mikołajki podobały mi się bardzo. To małe, cudowne miasteczko żeglarskie. Tak właśnie wyobrażałam sobie typowe mazurskie miasteczko. Przystań, port, łódki, żaglówki. Usidłam i patrzyłam jak cumują łódki, wysiadają z nich żeglarze, którzy idą skorzystać z łazienek, coś zjeść i płyną w dalszą drogę. Niesamowitym okazał się spacer po niebieskim moście nad jeziorem. Widok zapierał dech w piersi, wydawało się, że jezioro nie ma końca. No, a jak Mikołajki to nie mogło obyć się bez pysznej smażonej ryby -sandacza, który smakował obłędnie.

Ruciane Nida

Wracając już do domku, zobaczyłam drogowskaz „Ruciane Nida „- JEDZIEMY! Ledwo wjechaliśmy do miasteczka, a tu pełno straganów, punktów gastronomicznych no i port. Mniejszy niż w Mikołajkach, ale też bardzo urokliwy, a że z Rucianego rzut beretem do Leśniczówki Pranie, grzechem byłoby nie zahaczyć. Jak tam było cudownie, cicho, spokojnie (pomijając turystów) a przede wszystkim bardzo zielono. Można było usiąść na ławeczce, zamknąć oczy i poczuć się jak Gałczyński, który w Leśniczówce, odpoczywał i napisał min. „Kronikę Olsztyńską”.

Mrągowo

Po dwudniowym bojkocie mojego męża, że on chce odpocząć i nie będzie nigdzie jeździł, przyszedł czas na Mrągowo. Mrągowo, jak wszystkie miasta na Mazurach, przywitało nas czystością. Długie schody, a potem pasaż poprowadził nas nad Jezioro Czos do amfiteatru. Szliśmy, szliśmy, szliśmy wkoło jeziora, wydawało się, że ten deptak jest bez końca. Widok mieniącej się tafli jeziora wynagradzał trud wędrówki. Doszliśmy do plaży i portu. Moim oczom ukazał się wielki amfiteatr, który znałam z telewizji, a który wydawał się znacznie mniejszy. Weszliśmy na górę. Kiedy ogląda się scenę amfiteatru, w telewizji,  ma się wrażenie, że jezioro jest za amfiteatrem, a ono jest przed nim. To się nazywa magia telewizji. Amfiteatr jest duży, czysty, bardzo fajna budowla. Niestety nie udało nam się wejść na scenę, bo była ona zamknięta. Zrobienie kilkunastu zdjęć musiało nam wystarczyć.

I na Mrągowie nasz urlop dobiegł końca. Wróciliśmy do domu, do swoich obowiązków. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w styczniu mój mąż zapytał : ”Płacimy zadatek za nasz domek w Orżynach? Wracamy na Mazury? Przecież nie widziałaś Olsztyna”. Nie musiał mnie długo namawiać, wpłaciłam zadatek. I tak z początkiem lipca, zapakowaliśmy psa, córkę, walizki i pojechaliśmy na naszą wieś. Ale po drodze na wczasy usłyszałam: „Zwiedzamy tylko Olsztyn i dowolne miasto, które wybierzesz i na tym koniec dobrze?” Dobrze, dobrze, a głowie knułam plan, jak upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Olsztyn

Kiedy jechaliśmy do Olsztyna strasznie padał deszcz. Droga do Olsztyna była niesamowicie kręta. Straszna serpentyna. Ja jako pasażer byłam bardzo zmęczona. Okazało się, że droga była specjalnie tak wybudowana, żeby nie uległa zbytniemu zniszczeniu podczas niemieckiego bombardowaniu. Wjazd do Olsztyna przywitał nas drogą jak szwajcarski ser, czyli dziura, na dziurze. Olsztyn, miasto położone na 16 jeziorach, duże miasto, a jednak urokliwe. Oczywiście zabrakło nam czasu, żeby zobaczyć wszystkie 16 jezior. Bo jeszcze musiałam zobaczyć starówkę. Stary rynek okazał się czysty, ładny z klimatem. Obok starówki, amfiteatr, w którym odbywał się koncert metalowy, a tuż obok Muzeum Warmii i Mazur, gdzie nieopodal na ławeczce siedział Mikołaj Kopernik.

Giżycko

No skro byliśmy w Mrągowie to musimy być i w Giżycku. O ile Mrągowo mi się podobało, to Giżycko w jakimś stopniu mnie rozczarowało. Miasto jak miasto. Przeszliśmy się główną ulicę, zwiedziliśmy wierzę ciśnień i zaczęliśmy poszukiwanie portu. Odnaleźliśmy go bez problemu. ale zanim tam się doczłapaliśmy to przywitało nas wesołe miasteczko, karuzele, budki z fast foodami, kramy i tysiące pokus dla młodych ludzi. Nie lubię takich klimatów. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że Giżycko to miasto dla młodych ludzi. Jak zawsze widok portu i jeziora, które były olbrzymie, wynagradzał wszystkie minusy. Jezioro było jeszcze raz takie duże jak w Mikołajkach, a dwa razy takie jak w Mrągowie. Na całe szczęście w głębi portu było w miarę spokojnie i cicho. Można było odpocząć i zjeść świeżo usmażonego dorsza. Ale o zgrozo znowu trzeba było się przebić znowu przez ten zgiełk do samochodu. Udało się ! Jedziemy na nasze podwórko!

Ryn

Wybierając Giżycko na drugą wycieczkę wyczytałam, że jedzie się przez Ryn. I nie bardzo wiedziałam co to Ryn, ale mój chytry plan przewidział, że 2 wycieczki, ale ta druga to dwa miejsca. Ryn okazał się maciupką przystanią żeglarską. Parking, kilka sklepików, zamek i port. „Zobacz jak tu cicho i spokojnie zatrzymajmy się na chwilę”- powiedziałam kiedy wracaliśmy z Giżycka. I zatrzymaliśmy się. Zwiedziliśmy zamek i zeszliśmy do portu. Port był najmniejszy w porównaniu z tymi, które widzieliśmy. W restauracji zrobionej z dawnego młyna zjedliśmy lody,wypiliśmy kawę i wróciliśmy do domku.

Reszta urlopu upłynęła już na podwórku .No niech każdy ma z tego wyjazdu coś dla siebie ! A niech mąż sobie posiedzi na leżaku przed domkiem, niech córka kąpie się w jeziorze, niech pies pobiega swobodnie przed powrotem do bloków. Niestety tydzień szybko mija i pora wracać do domu, pracy, do obowiązków.

Szczęśliwie mamy już początek marca, a ja mam już zapłacony zadatek za wczasy w Gdańsku i w perspektywie wycieczkę do Gdyni i do Sopotu, bo pewnie na więcej nie uda mi się namówić męża. No cóż, jak zdrowie dopisze to za rok pojadę też do Gdańska, aby zobaczyć Hel, Malbork, może Lębork, ciekawe co na to mój mąż?

 

Autror : Agnieszka Woźniak